sobota, 3 listopada 2018

Tracey West - Mewtwo kontratakuje

Udostępnij ten wpis:


Przyszła pora na coś nostalgicznego i wesołego. W związku  z rosnącą liczbą fanów Pokemon Go, same pokemony doczekały się drugiego życia. Ludzie będący dziećmi w końcówce lat 90 i początku 2000 (czyli ja) przeżywają swoje dzieciństwo na nowo dzięki nowej modzie na kolekcjonerstwo wszystkiego, co było modne w tamtych latach: My Little Pony, Sailor Moon, Saint Saiya, karteczki, Witch itp.

Na giełdzie ze starociami udało mi się znaleźć filmową powieść "Mewtwo kontratakuje". Co to jest za pozycja! Mówię wam! Jestem fanką Mewtwo i gram w Pokemon Go, więc czy mogło być coś lepszego niż artefakt z lat 90? Przy czytaniu jej bawiłam się naprawdę dobrze ale niestety już wiem czemu dostała tak słabe noty na lubimyczytać.

Po pierwsze na początku książki pojawia się słowniczek, który jest zupełnie nie potrzebny. Dokładnie te same zdania opisujące postać lub zdarzenie pojawiają się w książce. Idźmy dalej. Po drugie opisy Pokemonów i nazw geograficznych odnoszą się do naszego świata oraz jednocześnie pojawiają się też nazwy wymyślonego uniwersum.

"Pokemony wyglądają jak zwierzęta"
"... wygląda jak magiczny smok"

Uczyłem się pływać na Amazonce"
"As Ketchum, trener Pokemonów z Alabastii"

O tyle, o ile opisy pokemnów można przełknąć, bo jest to książka dla dzieci i ma mieć opisy do najprostszego zobrazowania sobie kolorowych stworków, to nazwy geograficzne, to już jest bug w powieści jakich mało. Chyba, że ja jestem durna i nie wiem gdzie leży Alabastia.

Droga autorko dlaczego tak? Widać tu dużą niekonsekwencję.

Czytając o potopie, który zniszczył prawie całe życie na "ziemi" z wyjątkiem kilku pokemnów, których łzy powołały do życia nowe, można wywnioskować, że jest to alternatywna wersja naszego świata z inną mapą krain oraz w której zamiast zwierząt występują pokemony. Więc pisanie, że "Squirtlle przypomina żółwia" oraz "Uczyłem się pływać na Amazonce" burzy całą, koncepcję nowo  poznanego świata. Kompletnie dezorientuje czytelnika.

Po trzecie bardzo irytującą rzeczą jest cały czas używanie imienia i nazwiska głównego bohatera.
Ash Ketchum! Wystarczyłoby samo imię. Nikt do nikogo w realnym świcie na co dzień nie woła imieniem i nazwiskiem. Co ciekawe poboczne postacie zostały przedstawione tylko z opisu a imieniem tylko jedna, a na końcu książki autorka używa już imion innych trenerów przez co nie do końca można się połapać kto jest kim.

Naprawdę mam ochotę sobie trochę po wmawiać, że książka jest dla małych dzieci i to wszystko jest po to, żeby lepiej zapamiętały pewne rzeczy ale jakoś nie umiem. Mimo wszytko wolę , żeby moje dziecko nie dostało raka i czytało dobrze napisane, z edytowane, przetłumaczone i wydane książki.

Poza błędami książka jest całkiem sympatyczna aczkolwiek największą zbrodnią popełnioną w tym wydaniu są ilustracje z filmu zamieszczone w połowie książki, które spoilerują jej zakończenie. To jest jedna z tych rzeczy z tamtych lat za którymi się nie tęskni. Za źle i niekonsekwentnie wydanymi książkami w wydawnictwie Egmont. Aż mój Mewtwo dostał downa.


Emma Woolf - Perfekcyjna - w pułapce anoreksji

Udostępnij ten wpis:

W pułapce własnej głowy

Ta książka była dla mnie ciężką przygodą. Z jednej strony pomogła mi zrozumieć mechanizmy anoreksji a z drugiej strony uzmysłowiła mi, że są one podobne do innych chorób psychicznych. Polecam wszystkim osobom, które cierpią na bulimię, anoreksję, przeszły załamanie nerwowe lub mają depresję. Generalnie nieustanne próby dążenia do perfekcji są bolączką naszych czasów, które powodują te choroby. Jeśli ktoś myśli, że chodzi tylko o wygląd w przypadku anoreksji to jest w głębokim błędzie. Wszystko co o sobie myślimy, każda znaleziona niedoskonałość bierze się z przeżyć wewnętrznych. Kompleksy, chęć bycia ideałem, robienia kariery, bycia człowiekiem orkiestrą, chęć podobania się, spełniania cudzych oczekiwań, to wszystko są pułapki za które mnóstwo osób zapłaciło chorobą. Polecam również przeczytać osobom, które miały, bądź wciąż mają styczność z tymi chorobami i nie rozumieją czym one są uznając je za wymysły rozpuszczonych, leniwych, słabych młodych ludzi.

Jest to łatwo napisana ale ciężka w odbiorze przeżyć wewnętrznych lektura. Z jednej strony pozwala uzmysłowić sobie wiele rzeczy, wiele błędów, we własnym podejściu do wielu spraw i generalnie do życia, nakierowuje na odnalezienie przyczyny własnego cierpienia, a z drugiej optymistycznie potrafi odnaleźć nadzieję i natchnąć do walki o siebie samego. Na pewno nie jest to lektura obok której można przejść obojętnie.

Nie chcę się bardziej zagłębiać w opis i ocenę tej pozycji, gdyż nie bardzo jest tu co oceniać. Jest to życiorys kobiety przez lata cierpiącej na anoreksję, która postanowiła skończyć z chorobą. Książka została napisana w formie dziennika i w zasadzie jest autobiografią autorki.  Jest tu mnóstwo osobistych wynurzeń, opisów relacji z ludźmi, które w zasadzie zniszczyła choroba. Wzlotów jak i porażek, niespełnionych obietnic. Jest to osoba bardzo świadoma swojej choroby i swojego ja. Jeśli chodzi o język to autorka jest absolwentką Oxfordu i cały czas publikuje w mediach informacyjnych swoje artykuły, dzięki czemu opisy są bardzo szczere i plastyczne.

Melissa de la Cruz - Wyspa Potępionych

Udostępnij ten wpis:

"Wyspa potępionych" to pierwsza część cyklu "Następcy" napisanego przez Melissę de la Cruz na zlecenie Disneya. Jest to historia czwórki dzieci Disneyowskich złoczyńców: Mal - córki Diaboliny, Evie - córki Złej królowej, Jay'a - syna Jaffara i Carlosa - syna Cruelli de Mon. Co ciekawe cykl składa się z 4 książek. 3 są autorstwa Cruz a jedna Josann McGibbon i Sary Parriot. Pierwszy tom to "Wyspa Potępionych", która ukazuje historię tego jak główni bohaterowie zostali przyjaciółmi. Potem mamy tom 1,5 jest to historia według scenariusza pierwszej filmowej części. Następnie mamy tom 2 "Powrót na Wyspę Potępionych" autorstwa Cruz, która jest zgodna z ekranizacją drugiej części. Na koniec tom 3  "Bunt na Wyspie Potępionych", który jest w trakcje kręcenia.

W "Wyspie Potępionych" zapoznajemy się ze światem stworzonym przez autorkę, który jak mi się wydaje jest kanoniczny. Dlaczego o tym piszę. Otóż w tej książce poznajemy cały świat disney'owskich bajek przedstawiony po pokonaniu złoczyńców, a wszystkie księżniczkowe królestwa zostały zjednoczone pod wodzą Bestii i nazwane Auradonem. Złoczyńcy zostali wygnani na Wyspę Potępionych gdzie nie ma magii, za pomocą nałożonego na wyspę klosza, dzięki czemu nie mogą nigdzie indziej siać zniszczenia i terroru.

Dla osób, które nie chcą czytać książki a interesuje ich to uniwersum napiszę streszczenie, w którym będą spoilery ale dotyczące prequela filmu więc w sumie są bez znaczenia.

Główną bohaterką serii jest Mal, córka Diaboliny, która w książce faktycznie jest małym diabłem we wróżkowej skórze, czego nie można powiedzieć o Mal z Filmu. W książce Mal boją się uczniowie jak i nauczyciele a posiadanie przyjaciela nie przystoi złoczyńcy, więc zazwyczaj jest to sługus na którego masz haka. Jest to postać, której większość występków ogranicza się do nastoletnich podłości. Jednak nie waha się zastraszyć dyrektora szkoły złoczyńców, którym jest Dr Facielier czy wrzucić Evie do szafy Cruelli pełnej wnyków na potencjalnych złodziei jej futer. W książce postacie są nieco inaczej zbudowane. Evie w porównaniu z Mal jest prawdziwą śliczną księżniczką, która marzy o księciu. Jay jest chłopakiem, który tak samo jak Mal chce się przypodobać rodzicielowi i gdy nadarzy się okazja żeby dopiąć swego zdradzi Mal. Mamy też Carlosa, który jest małym geniuszem i to za sprawą jego wynalazku zostaje wypalona dziura w kloszu nad Wyspą Potępionych, dzięki czemu budzą się mroczne moce. Część historii to wprowadzenie do świata i postaci. Diaval - wierny sługa kruk Diaboliny budzi się do życia razem z jej berłem i zamkiem. Czarownica nie zamierza jednak sama brudzić sobie rąk więc wysyła na misję odnalezienia berła swoją córkę, aby udowodniła Matce, ze jest tak samo zła. Mal  potrzebując sojuszników wtajemnicza Jaya, który chce berło dla ojca, Evie, która boi się Mal ponad wszystko dlatego, że jej mama nie zaprosiła mal na urodziny małej Evie przez co Diabolina skazała je na życie w odosobnieniu na Wyspie oraz Carlosowi, który tak jak Evie najzwyczajniej w świecie po prostu boi się Mal. Bohaterowie wyruszają na wyprawę chcąc spełnić cudze oczekiwania a przy okazji dowiadują się kilku ważnych rzeczy o sobie. W między czasie książę Ben prowadzi pertraktacje z magicznymi stworzeniami o wynagrodzenie za wykonywaną pracę, gdyż nie chcą jej już wykonywać za darmo. W przerwach między obowiązkami miewa sny o dziewczynie z zielonymi oczami i fioletowymi włosami.

A. L. Jackson - Solo dla niej (Muzyka Gwiazd tom 1)

Udostępnij ten wpis:

Jestem fanką powieści erotycznych Olivii Cunning, więc szukając czegoś w podobnym guście na tę pozycję ostrzyłam sobie kły. Niestety spotkało mnie rozczarowanie. Książka nie jest zła jest po prostu miałka.

Ostatnio pojawiła się nowa moda na rozbijanie powieści romansowych na dwa tomy w całej serii, zupełnie niepotrzebne. Jest to trzecia książka wydawnictwa Amber wydana w ten sposób, co zagwarantowało skutek odwrotny do zamierzonego, czyli nie sięgnięcie po kolejny tom. Zamiast poznania się głównych bohaterów, romansu, scen erotycznych, ich obaw o świeży związek i wartkiej akcji wiodącej do pozytywnego zakończenia dostajemy to samo tylko w nieco bardziej harlequinowej wersji. Wydłużone opisy, dziwne naciągane sytuacje. Nie lubię takiego napięcia. Nudzi mnie ono niemożliwie. Na koniec kiedy myślisz, że wreszcie wydarzy się coś ciekawego autor Ci mówi, że to dopiero początek tych flaków z olejem, bo końcówka jest dosyć nieciekawa i nieprawdopodobna a to własnie z taką historią będziesz się użerał w kolejnym tomie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Początek był przyzwoity a im w las tym gorzej. Może to jest książka, która poruszy serca młodych samotnych matek, kelnerek, które muszą wybierać między romansem stulecia a dobrem swojego potomstwa. Nie zaliczam się do tej kategorii.

Kolejnym minusem wydają mi się główni bohaterowie. Postacie, które na początku mają potencjał, a potem stopniowo zostają spłycone do tego stopnia, że zaczynają się traktować przedmiotowo.

Chyba mam alergie na podobne wyciskacze łez. Jak widać jest cienka granica między dobrą powieścią erotyczną nawet czysto rozrywkowo-romansową a przy nudnawym romansidłem. W dodatku mam nadzieję, że autorka zdaje sobie sprawę, iż posługując się postacią matki kilku letniej dziewczynki trochę przesadziła najpierw próbując zrobić z niej nieodpowiedzialną matkę za sprawą opinii publicznej, a ostatecznie sama pcha tę postać na te tory.

Niestety na razie nie znalazłam godnego zastępstwa dla serii "Ich noce", bo wydawnictwo nie wydało ostatniego tomu związanego z Treyem, piątym członkiem zespołu. Prawdopodobnie dlatego , że pojawia się tam wątek homoseksualny. W zamian za to wydało dwa tomy zbiorów ślubnych opowiadań o bohaterach serii, które nie wnoszą nic dobrego. Niestety się rozczarowałam.

Miałam w swoich łapach trochę książek z serii erotyki wydanej prze Amber jak i serii Young Adult, które w ogóle uważam za totalną pomadę. Przyznam że poza powieściami erotycznymi o wampirach to te nie-fantasy są absolutnie nieczytalne.  Nie wiem czy to wina przekładu, czy po prostu te książki są tak kiepsko napisane. Dłużyzny w opisach, historia opisana w fabule, która wynosi 3 dni w świecie głównych bohaterów, okropny język a właściwie jego brak. Streszczenia i sprawozdania są ciekawiej napisane, bo są treściwe.

Pozostaje mi poszukać sobie nowych autorek, które piszą o podobnych tematach albo mieć nadzieję, że wydawnictwo Amber weźmie się w garść i wyda inne książki Cunning, albo powieści lepszych autorów. Droga autorko, która kryjesz się pod pseudonimem A. L. Jackson pisz swoje książki jak całość, wyjdzie im to na dobre. Historie będą mniej sztuczne.

Karina Pjankowa - Prawa i powinności

Udostępnij ten wpis:


Jest to książka, która dołączyła do grona moich ulubionych. To jedna z tych historii, po której nie wiesz co masz ze sobą zrobić. Nie wiesz jak żyć. Wciąga od pierwszej strony, bo głównego bohatera nie da się nie lubić jak i jego kompanów, który o dziwo średnio za nim przepadają, miota Tobą w różnych momentach a potem porzuca zmaltretowanego. To jedna z tych historii, które sprawią, że po tej przygodzie nie będziesz już taki sam. Po jej odbyciu wszystko się zmieniło. W mojej mentalności jest to bardzo rzadkie zjawisko. Do tej pory miałam tak tylko po "Hobbicie" i "Opowieściach z "Narnii".

Powieść w świecie fantasy, z drużyną skompletowaną z nekromanty, dwóch elfów, krasnoluda, smokobójcy, orka, demona górskiego, demonessę leśną oraz dwupostaciową. Drużyna wyruszyła na ważną misję, podczas której spotka ich wiele miłych jak i niebezpiecznych przygód. Autorce w tej historii udało się stworzyć rozbudowany świat fantasy oraz zawrzeć jego historię za sprawą głównego bohatera. Przyznam , że obecnie jest to rzadkie zjawisko, żeby tak głęboko rozwijać świat stworzony na potrzeby jednej powieści. zazwyczaj autorom się to nie udaje albo najzwyczajniej w świecie nie chce powodując wiele niedociągnięć i niekonsekwencji we własnych historiach. Tutaj mamy plejadę złośliwych jak i lojalnych towarzyszy i wszystkie wątki, które się przeplatają a na koniec rozwiązują powodują ucisk w sercu i łezkę w oku. Polecam każdemu fanowi fantasy.

Martyna Raduchowska - Szamanka od umarlaków

Udostępnij ten wpis:

A miało być tak śmiesznie...

Książkę kupiłam dawno temu, kiedy jeszcze trzeba było na nią polować, bo to pierwsze wydanie z wydawnictwa Fabryka Słów, a autorka po 3 latach napisała kontynuację "Demon luster" ale wydawnictwo nie zrobiło wznowienia 1 tomu. Dzisiaj za sprawą wydawnictwa Uroboros oba te tomy są do kupienia od ręki.

Od pierwszych stron byłam przekonana, że będzie to historia dla mnie. Coś w rodzaju przygód Oli i Otta Aleksandry Rudej tylko w polskim wydaniu i na opak, bo główna bohaterka zamiast się kształcić, pragnie się uwolnić od magicznej rodziny i jej dziedzictwa. Cytaty zawarte na tylnej okładce w stylu "Ida nie ma pecha. To Pech ma Idę" obiecywały wiele jak i początek książki.

"Kiedy powpadała jeszcze w kilka pułapek podłogowych, kilkakrotnie zaplątała się w czarodziejskie pajęcze sieci, poparzyła o zaklęte w klamkach i poręczach diabelskie ogniki, utknęła po kolana w schodach, których deski zmiękły ni stąd ni zowąd, przyjmując konsystencję gęstego błota, po czym stwardniały z powrotem i boleśnie zacisnęły się wokół Idowych nóg, a na koniec wsunęła cały talerz krokietów nafaszerowanych "esencją wieszczów", wyjątkowo złośliwym halucynogenem, po którym świat stał się niebieski w czerwone kropki, a zamiast ludzi otaczały ją zgniłozielone trolle, w Idzie zaczęła kiełkować nieodparta potrzeba pozbawienia kogoś życia."

 Chwilę później okazuje się, że Ida jest medium widzącym duchy. Czyli jest to najgorszy możliwy scenariusz dla osoby, która nie chce żyć w magicznym świcie, tylko iść na mugolskie studia. Niestety jedynym sposobem, żeby ich nie oglądać jest odesłanie nawiedzających ją, zbłąkanych dusz w zaświaty. Tylko jak to zrobić kiedy nic nie wiesz o swojej robocie i zdajesz sobie sprawę, że z każdą odesłaną duszą pojawi się nowa? Porzucasz wszelką nadzieję na uwolnienie się ze świata magii.

Prawda, że zapowiada się zabawnie i obiecująco? Też tak myślałam. Niestety z ręką na sercu muszę przyznać, że pierwsze 10 stron jest najlepszych. Nawet nie pierwszy rozdział, bo potem robi się nieciekawie jak w tanim horrorze. Pomysł ma potencjał ale sama historia jest po prostu nieciekawa.

Ta książka nie była debiutem pisarskim autorki ale chyba była jej debiutem powieściowym. I to po prostu widać. Historia dzieje się w kamienicy, w której mieszkał zmarły Kwiatkowski, czyli koszmar Idy. Człowiek parający się czarną magią, o której wiedział zbyt mało aby poprawnie przeprowadzić pewne obrzędy, w skutek czego został zamordowany, a jego dusza opętana. Miałam nadzieję, że ten wątek będzie tylko pretekstem do przygód Idy, niestety stał się główną osią fabularną powieści.

Na drugim planie pojawiają się ciekawe postacie jak ciotka Tekla, Gryzak i trzy duchy ale wszystko tonie w przeciętności dialogów przez co zniechęciłam się do czytania. Ida siedzi w mieszkaniu Stanisławy, której dusza dała się odesłać w zaświaty dobrowolnie, zostawiając jej mieszkanie w spadku, w kamienicy, w której mieszkał Kwiatkowski i myśli jak odesłać go w zaświaty. Pod koniec pojawiają się jeszcze oficjalne magiczne służby i pewien cyniczny łowca ale dla postaci Idy nic z tego nie wynika.

Nie mogę się przyczepić do głównej bohaterki, chociaż miejscami była irytująca ale sama nie chciałabym być w jej skórze. Na początku współczujesz głównej bohaterce traktowania przez rodzinę, potem współczujesz jej bardziej, gdy nawiedzają ją duchy, a potem nie masz w ogóle ochoty przebywać razem z nią w tym świecie. Ja miałam dość około w połowie książki i przestałam się łudzić, że sięgnę po kontynuację. Zmęczyłam ją do końca ale ostatnią stronę powitałam z ulgą.

Nie wiem co poszło nie tak. Powieść zapowiadała się na zabawną przygodówkę zmierzającą w kierunku polskiego urban fantasy, które obecnie przeżywa swój rozkwit za sprawą Anety Jadowskiej. Przed wydaniem "Szamanki" z inicjatywy Fabryki Słów pojawiły się książki o podobnej tematyce autorstwa Mileny Wójtowicz: "Załatwiaczka" i "Podatek". W twórczości tej autorki przejaskrawianie faktów czy bohaterów odniosło pozytywny skutek, wywołując salwy śmiechu podczas czytania.

Może przyzwyczaiłam się do książek o słowiańskich wiedźmach i magach i bliżej mi humorem do pań z Rosji, Ukrainy i Białorusi ale wydaje mi się, że po prostu nie spodobała mi się ta historia ani to jak jest opisana. Mimo wszystko w twórczości Martyny Raduchowskiej ta książka była tylko jakimś początkiem przygody z fantastyką i teraz tworzy książki z gatunki fantasy i SiFi, które zbierają bardzo dobre recenzje, więc zachęcam do przyjrzenia się z bliska pozostałej twórczości tej pisarki.


Olga Gromyko - Wiedźma: Opiekunka tom 2

Udostępnij ten wpis:

Moja ukochana wiedźma Wolha Redna. Cóż mogę rzec, na końcu byłam bliska płaczu. Jest to kawał porządnej przygodowej, babskiej fantastyki, która czerpie garściami ze słowiańskiego folkloru. Nie wiem czy są osoby, które nie polubiły jej przygód albo chociaż raz nie zaśmiały się podczas czytania. Ja ciągle się śmiałam. Jest to świat, który bardzo lubię odwiedzać i spędzać czas z jego bohaterami. Przede mną jeszcze Wiedźma: Naczelna wydana nakładem Fabryki Słów i inne przygody w tym świecie już za sprawą wydawnictwa Papierowy Księżyc. Nie ma się tu nad czym rozwodzić tą serię się po prostu kocha. Oczywiście są jeszcze inne słowiańskie DwO (damy w opresji) pokroju Wolhy np. Flossia Naren stworzona przez Kirę Izmajłową, Ola Lacha stworzona przez Aleksandrę Rudą, Olga stworzona przez Oksanę Pankiejewą, Rey-line stworzona przez Walerię Komarową oraz Vimca stworzona przez Alexandrę Pavelkovą. Czas ruszać w dalsze przygody.

C. S. Pacat - Zniewolony Książę

Udostępnij ten wpis:


Odkąd dowiedziałam się, że "Zniewolony Książę" zostanie wydany na polskim rynku czytelniczym czekałam z niecierpliwością. Z opisu brzmiało to jak yaoi, w świecie fantasy, napisane w stylu fanfika. Nie wiem jak wy ale ja się nie rozczarowałam. Nie mam pojęcia o co tyle krzyku z tą książką. Nie rozumiem też dlaczego osoby, które nie lubią fantastyki, erotyki ani yaoi sięgnęły po tę pozycję, aby po lekturze siać zniesmaczenie. A może mieliście nadzieję, że wam się spodoba ale lepiej udawać, że wcale was to nie fascynowało, kiedy sięgaliście po tę książkę? Ja sięgam tylko po książki, które jakkolwiek mnie interesują. Lubię różowe jednorożce to czytam o jednorożcach a nie książki o Smoleńsku, żeby siać ferment razem z twórcami. Nie uważam też aby chęć pisania o tematach niewolnictwa, przemocy i dworskich intrygach było czymś dziwnym a tym bardziej nowym. Pełno tego w fantastyce, mitologiach oraz samej historii. Jest tyle seriali o Starożytnym Rzymie, które mają miliony widzów i są dokładnie tym samym tylko osadzonym w historycznych realiach. W książkach to samo. Chociażby u Roberta Graves'a. Zbrodnią autorki jest to że stworzyła podły świat w którym chciała się bawić? No cóż są podlejsze rzeczy na tym świecie np. dzieła Markiza de Sade'a, nie widzę powodu aby palić ją za to na stosie. Język jest prosty i przyjemny, przygoda wciągająca i fakt, że pierwszy tom został ucięty w odpowiednim momencie sprawił że człowiek pożąda więcej. Postacie są dosyć dobrze zarysowane, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Mi ten świat odpowiada i nie mogę się doczekać następnej części. W Polsce książka wyszła nakładem wydawnictwa STUDIO JG, odpowiedzialnego za tytuły mangowe. Wydawnictwo podeszło do tego tematu dosyć odpowiedzialnie. Po pierwsze opowieść o miłości męsko-męskiej w wydawnictwie wydającym mangi, gdzie temat jest na porządku dziennym nie powinna nikogo zgorszyć. Po drugie okładka bez obwoluty jest skromna i nie narzuca swojej treści. Książka z obwolutą była dostępna tylko w sklepie mangowym Yatta lub na Pyrkonie. Miły gest dla geeków.

środa, 17 października 2018

Melissa Marr - Świetliste cienie

Udostępnij ten wpis:

"Świetliste cienie" są czwartym i przedostatnim tomem serii 'Wicked Lovely'. Jest on przybliżeniem historii dwójki nowych bohaterów: Ani i Devlina. Zdecydowanie da się ich lubić ale niestety osobno i chyba to mnie najbardziej rozczarowało.

Czuję jakiś niedosyt ale nie taki, który sprawia, że chciałabym więcej, tylko taki, który pogrążył całą tę historię. Nie pozwolił na głębsze rozbudowanie relacji między głównymi bohaterami. Są dosyć mroczni, bo żyją w brutalnym świecie wróżek a mimo to czegoś im brak, wiarygodności. Zabrakło udowodnienia, że główni bohaterowie mają pazury i nie rzucają gróźb na wiatr. Gdzie ich pikanteria?

Zdaję sobie sprawę, że nie w każdej historii powinna pojawić się erotyka ale na moje wyczucie tu powinna. Sama tematyka tego wymaga. To tak jakby napisać powieść o wampirach pomijając ich erotyzm polegający na żerowanie na siłach witalnych śmiertelników, przez co wiodą długowieczne życie przeklętych. Wróżki również czerpią siłę ze śmiertelników, pożywiają się nimi kradnąc pocałunki, tańczą w pubach do upadłego upajając się skradzioną mocą, odbierając życie. Jak można pominąć to wszystko? W zamian dostajemy miałką parę i dosyć oczywiste uśmiercenie drugoplanowej postaci, żeby uzyskać jakiś dramat w tle i nadać kierunek głównej bohaterce, który jest dosyć wątpliwy.

W powieści pojawia się też kilka ciekawych wątków jak rumak należący do Ani, co doprowadza do tego że historia tych dwojga jest o wiele ciekawsza niż jakakolwiek inna w tej książce. Myślę też, że byłoby dobrze, gdyby postacie z poprzednich tomów zostały bardziej umiejętnie wplecione. Niby pojawiają się bohaterowie tacy jak Niall czy Irial ale jakoś wybiórczo, nie pełnie, co daje wrażenie jakby byli kimś innym. Są dosłownie tłem, scenografią a nie drugim planem. Przydałoby się trochę intryg i spiskowania. Warto byłoby postawić na kombinowanie z konsekwencjami jakiś wydarzeń a nie tylko bazować na niedopowiedzeniach między bohaterami. Podejrzewam, że autorce zależało na zachowaniu struktury powieści młodzieżowej ale mnie to osobiście bardzo boli, bo czuję jak bardzo się ograniczała, żeby nie użyć erotyki wprost. W tym tomie zdradziła swój wysiłek. Szkoda, bo to naprawdę mogła być świetna seria. Co prawda po raz kolejny udobruchała moje serce zakończeniem, niestety nie uratowało ono całej historii. Miałkość tego tomu pogrążyła serię w moich oczach ukazując wszystkie jej wady, które w poprzednich tomach były jedynie niedociągnięciami. Na razie nie mam ochoty na zanurzenie się w niej ponownie, a został jeszcze finałowy piaty tom i zbiór opowiadań. Niestety nie jest to "Gra o tron" ani "Szklany tron", więc straciłam już nadzieję na porządny finał ze wszystkimi bohaterami i fajerwerkami. Mimo wszystko ta seria pozostanie w moim sercu z powodu porządnie rozbudowanego świata przedstawionego opartego na irlandzkim folklorze, który równie mocno mnie przeraża co fascynuje.

niedziela, 9 września 2018

Sarah J. Maas - Królowa cieni

Udostępnij ten wpis:


Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia co mam myśleć o tej książce.  Długo czekałam w napięciu co będzie dalej i trochę się rozczarowałam. Większość wątków rozwiązała się w tym tomie, czego się nie spodziewałam, będąc przekonana, że nastąpi to dopiero w piątym tomie. Jestem wściekła na to, co autorka zrobiła z postacią Chaola i chyba nie mogę jej tego wybaczyć. Im dalej w las tym gorzej z tą postacią. Wątek Aelin i Rowana jest nie do zniesienia ze względu na zbytnią idealizację tej relacji przez co obie postacie straciły w moich oczach, szczególnie Rowan bo jest starszy a daje się rozstawiać po kątach małolacie. Chyba po prostu nie czuję chemii między tymi bohaterami. Na szczęście Aedion żyje ale prawdę powiedziawszy Aelin nie zasługuje na tak wiernego wojownika. Jest kilka zachowań, które sprawiły że nabrałam dystansu do jej postaci. Chyba muszę przyznać, że zmęczyła mnie ta seria, na tyle że nie chciało mi się sięgnąć po następny tom. "Imperium burz" wciąż leży nietknięte, a w kolejce jeszcze "Wieża świtu". Jedyną rekompensatą za tą lekką męczarnię jest postać Manon, kilka wątków humorystycznych oraz zakończenie z Aelin i Dorianem w roli głównej, aczkolwiek jak na te 500 stron to trochę za mało. Mamy wiele wątków, dużo nowych postaci ale nic z tego nie wynika. Czasem mniej znaczy więcej. Tak jak w pierwszych tomach. Gdyby autorka skupiła się bardziej na rozbudowaniu głównych postaci, wyszłoby to tej powieści na lepsze. Żeby nie było wciąż jestem fanką tego cyklu ze względu na sentyment do pierwszego tomu i opowiadań ale prawdę powiedziawszy zaczynam tą serię traktować trochę po macoszemu jak Grę o tron. Większość bohaterów i wątków jest kompletnie wnerwiająca ale będziesz to czytał dla 2 bohaterów których lubisz, bo ciągle coś się dzieje. Na razie nie wiem kiedy sięgnę po kontynuację ST, a niedługo premiera kolejnego tomu Dworów.

środa, 5 września 2018

Michael Kogg - STAR WARS Przebudzenie Mocy

Udostępnij ten wpis:

Dzisiaj opowiem o mojej pierwszej przygodzie książkowej w świecie Star Wars. Warto zaznaczyć, że istnieją dwie wersje filmowe Przebudzenia Mocy.  Jedna dla młodszych czytelników napisana przez Michael'a Kogga wydana przez Egmont oraz skierowana do starszych fanów pióra Alana Dean'a Fostera, wydawnictwa Uroboros. Co ciekawe okładki są prawie identyczne, więc dla kogoś, kto nie wiedział o wydaniu powieści filmowej w dwóch wersjach, przez dwóch różnych autorów łatwo może się pomylić. Ja kupiłam tę napisaną przez Kogg'a. Dorwałam ją na przecenie i nie byłam pewna tego zakupu mając świadomość że została ona wydana przez wydawnictwo młodzieżowe ale postanowiłam spróbować i mimo wszystko rozpocząć swoją przygodę z książkami z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Nie żałuję tego zakupu. Jest to naprawdę dobra książka dla kogoś, kto lubi czytać o przygodach swoich ulubionych filmowych bohaterów. Powieść jest napisana lekkim stylem i wciąga od pierwszej strony. Nie ma w niej przydługich, nudnych opisów, za to zawiera kilka dodatkowych scen z filmu, nie przesadnie znaczących ale zawsze to uzupełnienie, jak i istotne informacje, które w książce są bardziej wyróżnione niż w filmie, gdzie mogły widzowi umknąć z powodu szybkiego tempa akcji. Na przykład fakt, że Rey czuła nienawiść do Kaylo Rena, kiedy go pierwszy raz spotkała i zaatakowała jako pierwsza.

sobota, 1 września 2018

Elizabeth Rudnick - Piękna i Bestia / oraz historia znanej baśni

Udostępnij ten wpis:


Uwielbiam tę historię w każdym wydaniu. Jednak według mnie najlepszym jest Disney'owski film z Emmą Watson. Wykreowane postacie są wielowymiarowe i świetnie zagrane. Jeśli zaś chodzi o książki przedstawiające tą historię to tu robi się pewien problem, ponieważ nie istnieje ona w jednym konkretnym wydaniu.

Jeśli wierzyć wikipedii "Piękna i Bestia" to francuska baśń ludowa, spisana po raz pierwszy w XVIII wieku przez Gabielle-Suzanne Barbot de Villeneuve ale za najlepszą literacką wersję uchodzi ta, spisana przez Jeanne-Marie Leprince de Beaumont. Na innej stronie udało mi się wyczytać, że pierwsza wersja była powieścią dla dojrzałych kobiet, które w tamtych czasach nie mogły wybierać sobie mężów. Chyba można by to uznać za prozę feministyczną? Jak sądzicie? Zaś druga wersja była przekształconym streszczeniem bardziej przystępnym do czytania, które ukazało się w gazecie dla pań. Zadziwiająco długą drogę i wiele zmian przeszła ta historia aby dotrzeć do skomercjalizowanej przez Disneya wersji.

sobota, 18 sierpnia 2018

Sarah J. Maas - Dwór skrzydeł i zguby

Udostępnij ten wpis:

Jest mi naprawdę przykro. Swoją przygodę z twórczością Sarah J. Maas zaczęłam prawie rok temu.
Niestety moja przygoda z tą serią prawie dobiegła końca. Mówię prawie bo wiem, że w zapowiedziach jest jeszcze zbiór opowiadań niemniej jednak główna trylogia została zakończona. Z jednej strony przy ostatnich stronach poczułam nostalgię i żal, że to koniec przygody w tym świecie z drugiej, nie wszystkie rozwiązania fabuły mi się podobały. I muszę przyznać,że jestem zawiedziona. (W dalszej części są spoilery!)

niedziela, 8 kwietnia 2018

Mary Jane Begin - My Little Pony Artystyczny świat

Udostępnij ten wpis:

Cieszę się, że ta pozycja trafiła w moje łapki. Na początku ignorowałam ją kompletnie myśląc, że jest to raczej pozycja dla dzieci jak np. "Atlas Świata Ęquestrii". Wielkie było moje zdziwienie gdy będąc przez przypadek w Empiku otworzyłam zawartość. Przekonała mnie po 3 stronach, że jest to pozycja dla mnie i naprawdę nie żałuję.

Autorka artbooka, bo chyba mogę tak nazwać tą pozycję jest ilustratorką książek dla dzieci. Realizowała również zlecenia dla Hasbro na ilustracje książkowe świata MLP. Z kolei w tym przypadku powierzono jej przeprowadzenie wywiadu z twórczynią wyglądu czwartej generacji, opis świata Equestrii, wywiady z twórcami serialu odpowiedzialnymi, za tła, dubbing czy animację oraz wybór szkiców koncepcyjnych i ilustracji.

Pierwsze i zarazem jedyne zastrzeżenie jakie mam do tej książki to fakt, że nie uwzględniono w niej kucyków G2 jako legitnej kucykowej generacji. Co prawda autorka we wstępie prezentując pozostałe 4 generacje użyła słowa "globalne" nie mniej jednak serce mi krwawi. Zdaję sobie sprawę, że G2 były produkowane wyłącznie na Europę i nie odniosły zbytniego sukcesu w USA z powodu różnic w budowie ciała względem kucyków G1 oraz braku kreskówki ale jakby nie patrzeć są oryginalną serią produktów pochodzących od Hasbro, produkowaną pomiędzy G1 i G3. Ale pozostawiając ten drobny niuans, który ma znaczenie tylko dla kolekcjonerów przejdę dalej.

W książce zamieszczony jest wywiad z Lauren Faust, animatorką odpowiedzialną za stworzenie animacji My Little Pony: Przyjaźń to magia. Przyznam, że natchnął mnie on nadzieją. Jak się okazuje jest miejsce na tym świecie dla ludzi o niestandardowych zainteresowaniach i takich, którzy marzą o tym aby hobby było ich pracą. Na dowód przytaczam cytat wypowiedziany przez Faust:

"Z perspektywy czasu widzę, że to właśnie dzieciństwo zadecydowało o moim późniejszym rozwoju i karierze w przemyśle kreatywnym. Odkładałam kieszonkowe na to, by móc kupić więcej kucyków. Chciałam zebrać je wszystkie, co nie było łatwe, ale o tym właśnie marzyłam. "

W albumie znajdziemy dużo ręcznych szkiców Lauren Faust, projekty postaci, projekty tła, wywiady oraz ilustracje zrobione przez fanów, które w wyniku konkursu stały się częścią świata Hasbro.

Książka jest prawie idealną i póki co jedyną tego typu pozycją dla fanów samych kucyków jak i animacji. Jedyne co czuję to niedosyt. Człowiek chciałby więcej i więcej. Marzy mi się, aby w końcu powstała pozycja, która będzie przypominała albumy o Barbie jeśli chodzi o kolekcjonerstwo oraz biografia twórczyni pierwszej generacji kucyków Bonnie Zacherle. Niestety Hasbro wciąż mam wrażenie trochę ignoruje kolekcjonerstwo starszych edycji kucyków. Niby wydają wersje retro G1 i mnóstwo licencjonowanych akcesoriów i ubrań ale wciąż nie jest to ten sam kaliber co Barbie, która teraz już chyba głównie bazuje na nostalgii kolekcjonerów, bo wyniki sprzedażowe nowych zabawek spadły o 15%  już jakiś czas temu.

środa, 7 marca 2018

Kiera Cass - Rywalki

Udostępnij ten wpis:

Książka jest do bólu przewidywalna i to jest chyba jej największy minus ale mimo to potrafi wciągnąć czytelnika. Postacie są dobrze zbudowane, dialogi ciekawe, niestety stworzony świat jest nieco płytki chociaż koncepcja ciekawa. Jest to zdecydowanie literatura młodzieżowa i pozwala przetrwać ciężkie chwile i się zrelaksować. Nic więcej od niej nie wymagałam ale prawdę powiedziawszy spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Miałam nadzieję na coś w stylu Szklanego Tronu. Niestety zdecydowanie zabrakło mi tu nutki grozy, dworskich intryg oraz bardziej szczegółowo poprowadzonych postaci drugoplanowych. Wielka szkoda, ponieważ autorka z wprawą stworzyła te postacie. Miałam nadzieję, że gdy główna bohaterka postawi stopę na królewskim dworze od razu akcja nabierze tempa. Niestety nie doczekałam się ponieważ jest to typowa młodzieżówka, w której wszystko idzie poprawnym torem. Książę okazuje się być dżentelmenem, były ukochany się ogarnia i zamierza walczyć o swoją miłość, a imponująca swoją szczerością i zdecydowaniem bohaterka stępia sobie pazurki i nagle w jej słowniku występują tylko jedna odpowiedź  "nie wiem". Sądząc po momencie, w którym zakończył się tom pierwszy nie spodziewam się innego tempa prowadzenia historii w jej kontynuacji. Płynnością przypomina mi cykl "Pocałunek Anioła". Jest to lekka odprężająca lektura bez dreszczyku emocji. Być może sięgnę po kontynuację ale nie jestem pewna kiedy.

Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy - wydaniu. Okładki całego cyklu są bardzo ładne i nawiązują do treści i klimatu książki. Ja posiadam wydanie kieszonkowe i przyznam, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. Książka jest mała i poręczna ale czcionka jest dobrze czytelna. Dosyć dużym atutem jest również jej cena. Normalnie kosztuje 14.99 ale w marketach można ją dorwać za 9.99 i przyznam szczerze że ta historia dla mnie jest tyle warta. Myślę, że byłyby mi szkoda wydanych pieniędzy gdybym ją kupiła w klasycznym wydaniu. Bardziej nadaje się na ebook'a lub książkę wydawaną w charakterze Harlequina.

wtorek, 6 lutego 2018

Debra Doyle, James D. MacDonald - Królewska córka

Udostępnij ten wpis:
Jest to książka, którą zaczęłam czytać kilka lat temu. Jednak po skończeniu tej przygody stwierdzam iż nie ma nic gorszego niż przeciętna książka. Na złą przynajmniej można ponarzekać. Ta jest po prostu letnia. Wszystkie opisy tworzą wrażenie jakby czytało się książkę kucharską kompletny brak stylu. Zdaję sobie sprawę iż jest to książka dla młodzieży i to nie taka jak te dzisiejsze z których wychodzą wielotomowe sagi, które czytają ludzie w każdym wieku ale niestety tej historii brakuje polotu. Nie wiem czy zainteresowałaby 10-cio latka. Historia jest paskudnie poprawna wraz z przygodami, opisami i bohaterami. Brakuje jej iskry. Jest to ostatni tom cyklu Krąg Magii o przygodach czarodzieja Randala i podejrzewam, że najciekawszy sądząc z opisów wcześniejszych tomów. Jedyne co jest na plus to wydanie. Okładka jest urocza i przywodząca na myśl nostalgiczne lata dzieciństwa, kartki i ilustracje też zrobiły swoje aczkolwiek ilustracje mogły by być mniej skontrastowane. Są za ciemne i niewiele na nich widać. Jedno jest pewne jestem zadowolona że moja przygoda z tym czytadełkiem się zakończyła. Okładka nie jest w stanie zrekompensować słabej treści mimo tego, że często się łudzimy iż dla okładki możemy wiele książce wybaczyć. Niestety nie zawsze.

Cieszę się bo ostatnio kończę rozpoczęte dużo wcześniej i porzucone przeze mnie książki. Uważam to za swój mały sukces bo bardzo męczą mnie te nie skończone przygody.

niedziela, 28 stycznia 2018

Neil Gaiman - Koralina

Udostępnij ten wpis:

Koralina jest dla mnie książką pomiędzy dziwnym onirycznym światem "Alicji w Krainie Czarów" a mrocznym, pokręconym światem Gaiman'a z "Oceanu na końcu drogi".

" - Koty nie mają imion - odparł.
  - Nie? - spytała Koralina.
  - Nie - potwierdził kot. - Wy, ludzie, macie imiona. Dlatego że nie wiecie, kim jesteście. My wiemy, kim jesteśmy, więc nie potrzebujemy imion."

Jedno jest pewne. Koralinę można polubić od pierwszej strony, poprzez kolejne nabrać do niej szacunki i tak trwać w podziwie dla tej dziewczynki do ostatniej strony czego nie mogę powiedzieć o Alicji. Może źle robię porównując te dwa dzieła i to dlatego, że nie dawno przeczytałam pierwszą część jej przygód ale skoro skojarzenia nasuwają się same to nie będę z nimi walczyć. Prawdę mówiąc nie mam ochoty analizować Koraliny. Książki i świat wykreowany przez Gaiman'a albo się kocha albo nienawidzi. Natomiast marzy mi się dożyć czasów, w których Koralina trafi na listę lektur szkolnych. 🔑📜

Wiktoria Iwanowna, Ksenia Basztowa - Ciężko być najmłodszym

Udostępnij ten wpis:

Nie mam się do czego przyczepić, pochwalić mogę wszystko. Zdarzyło mi się to pierwszy raz od dawna i czekam na więcej. Książka jest wspaniałą przygodówką fantasy. Wyciągnie z najgłębszego dołka i rozbawi do łez. Ze mną tak właśnie było. Najlepszy przyjaciel na kłopoty i w trakcie sesji, żeby nie zwariować z nerwów. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie będzie zwlekać z wydaniem drugiego tomu. Gorąco polecam fanom Tolkiena i Olgi Gromyko.🐉

środa, 3 stycznia 2018

Lewis Carroll - Przygody Alicji w Krainie Czarów

Udostępnij ten wpis:

Było to moje pierwsze spotkanie z Alicją i przyznam, że bardzo udane. Co prawda sentymentu z lat dziecinnych nie odzyskam ale może to i dobrze? Mam wrażenie, że ta historia jest dla wszystkich marzycieli, który nie bardzo chcą dorosnąć lub wspominają z rozrzewnieniem lata utraconego na zawsze dzieciństwa. Zaskakujące jest to jak autor operuje językiem w tej historii pełnej gadających zwierząt. Doza abstrakcji i filozofii są niesamowite.

Jedyny przytyk jaki mam to do wydania polskiego. Autor pisał książkę z zamysłem, że będą w niej ilustracje. W polskim wydaniu przy końcu autor odsyła do ilustracji na okładce. W polskim wydaniu znalazła się inna ilustracja a ta właściwa widnieje kilka stron dalej. Ale poza tym to małe cudo.

W trakcie lektury miałam szansę zweryfikować wszystkie obejrzane przeze mnie ekranizacje Alicji i muszę przyznać, że najbliżej jest psychodeliczna Alicja z 1999 roku z Tina Majorino w roli Alicji, której bałam się jako dziecko. Przerażał mnie ten film. Nie mniej jednak ostatnia Disney'owska Alicja z Mią Wasikowską na zawsze pozostanie w moim sercu, choć niewiele ma wspólnego ze swoim pierwowzorem.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Zbiór opowiadań - Wiedźmin Szpony i kły

Udostępnij ten wpis:
Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i moje serce przypomniało sobie za co kocha opowiadania i słowiańskie klimaty. W międzyczasie przygrywał mi Percival z Żywiołakiem na zmianę. Z jednej strony jakimś cudem już poczułam nadchodzącą wiosnę i przypomniałam sobie najlepsze lata w liceum wypchane po pas tymi klimatami. Jeżdżeniem co roku do Wolina na zlot Wikingów i Słowian by poczuć niepowtarzalny zapach skóry i paleniska oraz zaopatrzyć się w butelki miodu pitnego. Spędzaniu Nocy Kupały na Zamku w Szczecinie przy piciu ziołowych herbatek, wcinaniu podpłomyków, oglądaniu walk na miecze i puszczaniem wianków na Odrze do muzyki Percivala oraz kilometry spędzone na leśnych wędrówkach. Jestem wdzięczna autorom opowiadań za przypomnienie mi tego wszystkiego. 🐎

Co do samej książki. W przedmowie pojawia się cytat Andrzeja Sapkowskiego do którego muszę się odnieść. "Jest tylko jeden oryginalny wiedźmin. Ten mój. I nic mi go nie odbierze." Wiecie co wam powiem? To zdanie jest koszmarne i aż nie przystoi autorowi takiego dzieła, żeby być takim bucem. Potwornie mnie to odrzuciło. Sapkowski w wielu wywiadach pokazał swoje złe oblicze i myślę, że wielu fanów przez to straciło do niego szacunek. Naprawdę miałam nadzieję, że w końcu zostanie to zapomniane a przytaczając ten cytat w zbiorze opowiadań napisanych z fascynacji stworzonym przez niego światem i w hołdzie dla niego to jest masakra. Szczególnie, że autor przedmowy to wyjaśnił. Miałam wrażenie, że wyjaśniał to samemu Sapkowskiemu. Porażka. Ale zostawmy to już. Może ta wciąż jątrząca się rana kiedyś się zagoi.

Jeśli chodzi o same opowiadania to uważam, że naprawdę były ciekawe i świetnie imitowały styl Sapkowskiego. Jeśli ktoś zarzuca im prostotę no to cóż moi drodzy. Sapkowski również pisze dosyć prosto o uniwersalnych prawdach życiowych. Ja osobiście uważam, że być może niektóre z tych opowiadań były przewidywalne ale mimo wszystko miały pomysł na siebie i konsekwentnie go wykorzystały. Bardzo dobrym zabiegiem było wybranie opowiadań z różnymi bohaterami, którzy w moim odczuciu bardzo przypominali tych z oryginalnej serii książek, nawet jeśli byli odrobinę przejaskrawieni (np. Jaskier). Mnie, jak już wspomniałam wcześniej, urzekł klimat każdego z tych opowiadań, które naprawdę w mojej wyobraźni natychmiast przenosiło mnie w inne miejsce, a o to przecież chodzi.

Jedyne co czuje po zakończeniu lektury to niedosyt. Przy niektórych opowiadaniach zatrzymałabym się na dłużej. Muszę przyznać, że tytułowe opowiadanie zrobiło na mnie największe wrażenie, chociaż wcale nie chciało mi się go czytać. Gdy zaczęłam, najpierw poczułam się jak w Dziadku do orzechów ze względu na wszędobylskie gadające myszy. Potem pomyślałam, że autor trochę przesadził z wielojaźnią i sam kręci na siebie bat. Jednak muszę przyznać, że wyszedł z tego obronną ręką i należą mu się oklaski. Motyw wielojaźni był naprawdę oryginalny i obronił się w tym słowiańskim świecie do samego końca ze względu na to jak to wszystko było rozpisane.

Podsumowując. Wiedźmin jest jeden i nikt go nie zabierze Panu Sapkowskiemu ale jest wielu równie zdolnych fałszerzy. 💘

Jedyny przytyk jaki mam do tej książki to chodzi o jej wydanie. Droga SuperNowo czy nie możecie wydać tych książek porządnie? One naprawdę nie mało kosztują i ścierająca się okładka za tą cenę oraz fakt że przy samym czytaniu zagina się okładka to naprawdę obciach. Macie swoją kurę znosząca złote jaja to jeszcze wypadałoby ją szanować jak i czytelników, którzy za te jaja płacą.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia