sobota, 3 listopada 2018

Tracey West - Mewtwo kontratakuje

Udostępnij ten wpis:


Przyszła pora na coś nostalgicznego i wesołego. W związku  z rosnącą liczbą fanów Pokemon Go, same pokemony doczekały się drugiego życia. Ludzie będący dziećmi w końcówce lat 90 i początku 2000 (czyli ja) przeżywają swoje dzieciństwo na nowo dzięki nowej modzie na kolekcjonerstwo wszystkiego, co było modne w tamtych latach: My Little Pony, Sailor Moon, Saint Saiya, karteczki, Witch itp.

Na giełdzie ze starociami udało mi się znaleźć filmową powieść "Mewtwo kontratakuje". Co to jest za pozycja! Mówię wam! Jestem fanką Mewtwo i gram w Pokemon Go, więc czy mogło być coś lepszego niż artefakt z lat 90? Przy czytaniu jej bawiłam się naprawdę dobrze ale niestety już wiem czemu dostała tak słabe noty na lubimyczytać.

Po pierwsze na początku książki pojawia się słowniczek, który jest zupełnie nie potrzebny. Dokładnie te same zdania opisujące postać lub zdarzenie pojawiają się w książce. Idźmy dalej. Po drugie opisy Pokemonów i nazw geograficznych odnoszą się do naszego świata oraz jednocześnie pojawiają się też nazwy wymyślonego uniwersum.

"Pokemony wyglądają jak zwierzęta"
"... wygląda jak magiczny smok"

Uczyłem się pływać na Amazonce"
"As Ketchum, trener Pokemonów z Alabastii"

O tyle, o ile opisy pokemnów można przełknąć, bo jest to książka dla dzieci i ma mieć opisy do najprostszego zobrazowania sobie kolorowych stworków, to nazwy geograficzne, to już jest bug w powieści jakich mało. Chyba, że ja jestem durna i nie wiem gdzie leży Alabastia.

Droga autorko dlaczego tak? Widać tu dużą niekonsekwencję.

Czytając o potopie, który zniszczył prawie całe życie na "ziemi" z wyjątkiem kilku pokemnów, których łzy powołały do życia nowe, można wywnioskować, że jest to alternatywna wersja naszego świata z inną mapą krain oraz w której zamiast zwierząt występują pokemony. Więc pisanie, że "Squirtlle przypomina żółwia" oraz "Uczyłem się pływać na Amazonce" burzy całą, koncepcję nowo  poznanego świata. Kompletnie dezorientuje czytelnika.

Po trzecie bardzo irytującą rzeczą jest cały czas używanie imienia i nazwiska głównego bohatera.
Ash Ketchum! Wystarczyłoby samo imię. Nikt do nikogo w realnym świcie na co dzień nie woła imieniem i nazwiskiem. Co ciekawe poboczne postacie zostały przedstawione tylko z opisu a imieniem tylko jedna, a na końcu książki autorka używa już imion innych trenerów przez co nie do końca można się połapać kto jest kim.

Naprawdę mam ochotę sobie trochę po wmawiać, że książka jest dla małych dzieci i to wszystko jest po to, żeby lepiej zapamiętały pewne rzeczy ale jakoś nie umiem. Mimo wszytko wolę , żeby moje dziecko nie dostało raka i czytało dobrze napisane, z edytowane, przetłumaczone i wydane książki.

Poza błędami książka jest całkiem sympatyczna aczkolwiek największą zbrodnią popełnioną w tym wydaniu są ilustracje z filmu zamieszczone w połowie książki, które spoilerują jej zakończenie. To jest jedna z tych rzeczy z tamtych lat za którymi się nie tęskni. Za źle i niekonsekwentnie wydanymi książkami w wydawnictwie Egmont. Aż mój Mewtwo dostał downa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia