czwartek, 14 września 2017

Sarah J. Maas - Dziedzictwo Ognia

Udostępnij ten wpis:

Na początku muszę zaznaczyć, że ten tom przeczytałam do połowy i porzuciłam. Jakoś w pewnym momencie zmęczyła mnie ta lektura, będąc niesamowicie przewidywalną. I dopiero po miesiącu przerwy sięgnęłam po nią ponownie.

Sytuacja poprawiła się gdy Celaena trafiła do Mistward i zaczęła trening. Jakoś włączyła mi się nostalgia, przypominając treningi z Chaolem w pierwszym tomie. Generalnie wolę Celaenę, gdy ktoś ją maltretuje, wtedy jest ciekawsza. Mimo wszystko pojawienie się Rowana, którego wyczekiwałam, bo naczytałam się spoilerów o jego postaci, nie umiliło mi przygody a wręcz pogorszyło. Tworzenie postaci wojownika, który żył setki lat i opisując w skrócie miał naprawdę przesrane wymaga jakiejś równowagi. Nie dziwota, że wojownik trenując z jego punktu widzenia sisiumajtę jest zgorzkniałym, cynicznym padalcem. Jednak taka postać powinna zostać porządnie rozbudowana a brak poważnych rozmów między bohaterami a jedynie bezsensowne przepychanki w tym nie pomagają.


Po czym, po całej toporności tej relacji nasz wojownik Fae nagle tak po prostu sobie mięknie w jednej sekundzie. Sekundzie zagrożenia życia Celaeny, którą tak bardzo gardził, że aż pozwolił jej spać w swoim łóżku. Ekhem? Naprawdę poznałam wielu gburowatych bohaterów, a jednak małymi gestami potrafili zrobić na mnie wrażenie. Nagła troska sprowadzająca się do takich rzeczy nie jest jedną z nich. Kiedy w zasadzie docenił ją jako Fae, jako wojownika czy jako przyszłą królową? Bo po mojemu miał dopiero szansę na końcu książki, gdy uwolniła go spod przysięgi Maeve, choć okazało się to dosyć oczywiste, bo przecież chodzi tu o nowy wątek romansowy.

W momencie, w którym Celaena stała się Aelin, poczułam trochę ukłucie żalu. Wolałam Celaenę. Z jednej strony rozchwianą emocjonalnie, wiecznie przechwalającą się zabójczynię po ciężkich przeżyciach a z drugiej typową babę, martwiącą się o paznokcie, olejki do kąpieli i piękne suknie. Zdaję sobie sprawę, że jako Aelin po prostu dorosła do pogodzenia się ze swym dziedzictwem ale mimo wszystko uważam, że zmieniając bohaterce imię doprowadziła do narodzenia się zupełnie nowej postaci. Jakby książki: "Zabójczyni", "Szklany Tron" i "Korona w mroku" opowiadały o kimś innym. Cały czas czuję zgrzyty ale wyślizguje mi się to, co się nie zgadza. Nie wiem czy chodzi o Rowana, czy o nowe miejsce jakim jest Mistward. W poprzednich tomach wszystko sprawiało wrażenie bardziej spójnego dzieła. Brakuje mi trochę bardziej braterskich wątków jakie były w "Zabójczyni" czy "Szklanym Tronie". Elementów przyjaźni i zdrad. Tu wszystko jest po prostu przewidywalne dążąc do rozwiązania wątków.

Żeby nie było, że jestem negatywnie nastawiona i widzę same negatywy to powiem o tym, co mi się podobało. Jednym z najciekawszych wątków fabuły były retrospekcje ze wspomnień Celaeny, które wyjaśniły wszystkie wątpliwości apropos tego kim, jest i jak do tego doszło.

Co do nowych postaci w sadze, to największą sympatię z mojej strony zdobył Aedion. Jest najbardziej intrygującą postacią i chętnie poczytałabym o nim więcej. <3

Przy końcu historia nabiera zawrotnego tempa i rehabilituje się za wszystkie wcześniejsze dłużyzny. Rzekłabym, że wątek tego, co się dzieje na sam koniec w Adarlanie jest w sumie ciekawszy od tego co robi Aelin. Wiadomo na sam koniec powiało dramatem ale to dobrze, przeważnie za to bohaterów kocha się jeszcze bardziej, kiedy wiesz, że mogą zginąć. Ja obstawiałam Sorschę i się nie pomyliłam. Autorka tak poprowadziła wątek, że pod skórą czułam, że to wszystko jest tylko drogą do tego, żeby Dorian ucierpiał. I po raz kolejny się nie zawiodłam. Najbardziej bałam się, że uśmierci Aediona ale skoro to nie jego głowa poleciała na marmurową posadzkę to wiem, że jeszcze chwilkę pożyje w następnym tomie.

Droga autorka lubi torturować swoich czytelników. Szczerze mówiąc nie oceniam tego dzieła po względem literackim ale głównie jako rozrywkę. Bo te dłużyzny i zabiegi mają swój cel. Jak czytelnik się trochę wynudzi to na koniec mu dowalimy i będzie płakał, że nie ma kolejnego tomu pod ręką (tak jak ja)^^. Tak czy inaczej jest to przygoda i z utęsknieniem czekam na zakupienie tomu czwartego oraz na premierę trzeciego tomu Dworu Cierni i Róż.

A co wy sądzicie o trzecim tomie "Szklanego Tronu"? Zachwycił was, wkurzył, zirytował rozczarował, rozbawił?

wasza Silvestris


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia